czwartek, 9 stycznia 2014

2."Desperację musiałam mieć wymalowaną na twarzy, a on musiał to zauważyć, bo bezczelnie mnie podpuszczał."

"Niemożliwe staje się możliwe. Nie w pokerze, lecz w desperacji."

Przebudziłam się o 7:30 zaskakująco wyspana. Miałam jeszcze dwie i pół godziny do zajęć. Nadmiar energii nie pozwolił mi wylegiwać się w łóżku. Szybko doprowadziłam się do porządku i zeszłam na dół, a właściwie zbiegłam, żeby zjeść śniadanie. W kuchni natknęłam się na wujka Meg.
- Dzień dobry.- Mimo, że przez te dwa dni prosił mnie, abym nie zwracała się do niego per Pan i nie mówiła oficjalnie, to ciężko było mi się do tego przyzwyczaić. Przecież ten facet był dobre dwadzieścia lat starszy ode mnie.
- Cześć Mili. - Przywitał mnie z uśmiechem.- Tak wcześnie na nogach?
- Mam za dużo energii, nie mogłam już wytrzymać w pokoju. O dziesiątej zaczynam zajęcia z...
- Z Annie Leibovitz.- Wszedł mi w słowo.- Tak wiem, Megan mi wspominała. Słuchaj, jak chcesz to mogę cię podrzucić do centrum, nie będziesz się tłukła autobusami. Przynajmniej dzisiaj.
- Dziękuję, ale nie ma potrzeby. Wiem jak dojechać, poradzę sobie.
- Przecież i tak jadę do pracy, więc to żaden problem. No nie daj się prosić.
- No chyba innego wyjścia nie mam, bo będzie mnie pan męczył, a potem wyrzucał mi przez cały dzień, że się nie zgodziłam.
- Widzisz, nie mogłaś się od razu zgodzić? Skoro już jedziesz ze mną, to zjedz śniadanie i będziemy się zbierać. O tej porze są koszmarne korki, a jednak muszę zdążyć do firmy na czas.
- Szeregowy Milagros Perales melduje się na rozkazy.- W tym momencie stanęłam na baczność. Mężczyzna nie hamował ataku śmiechu, ale ja nie zwracałam już na niego uwagi. Zabrałam się za robienie śniadania.
Nie zauważyłam kiedy, a już siedziałam na przednim siedzeniu w sportowym audi z aparatem na kolanach i jechałam po nowe doświadczenia. W mojej głowie kłębiły się myśli. "Ciekawe jaka ona jest? Ile jest jeszcze ludzi zafascynowanych jej pracami? Czy doceni moje zdjęcia? Co dla nas zaplanowała?" Chciałam jak najszybciej uzyskać odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, dlatego po dziesięciu minutach stania w korku zaczęłam się niecierpliwić. Po kolejnych trzydziestu stałam przed pracownią fotograficzną mojej mistrzyni. Jak się czułam? Przerażona, lekko zagubiona w myślach i zdenerwowana, ale mimo wszystko odczuwałam też wielką radość. Czekałam na te warsztaty dobre pół roku. Odliczałam dni do przyjazdu tutaj. Bez większego zastanowienia pchnęłam wielkie drzwi, które miałam nadzieję, są drzwiami do moich marzeń.
W sali warsztatowej było więcej amatorów fotografowania. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam tam nic, co pomogłoby nam w zrobieniu dobrych zdjęć. Czyżby zajęcia teoretyczne? Może jednak pani fotograf czymś nas zaskoczy. Usiadłam przy jednym z wolnych jeszcze stolików i modliłam się, aby nikt się do mnie nie dosiadł.
- Przepraszam, czy tutaj jest wolne? - Zapytał ktoś za mną aksamitnym głosem. Odwróciłam się i zobaczyłam małą, drobną blondynkę. Wyglądała na miłą.
- Jasne, siadaj.- Okazało się, że moja "nowa koleżanka" jest również nieśmiała. Przez całe zajęcia nie odezwała się ani słowem. Właśnie, zajęcia...
Annie Leibovitz, moja mistrzyni i inspiracja weszła do sali i bez słowa zaczęła podchodzić do każdego z małym, ciemnym naczyniem. Kolejne osoby wyciągały z niego karteczki i patrzyły na nie ze zdziwieniem. Zaczynałam się bać. Przyszła moja kolej. Wylosowałam urywek papieru, rozwinęłam i ujrzałam napis: "sport". Na mnie losowanie się skończyło, więc artystka wyszła na środek i zaczęła wyjaśniać, o co chodzi.
- Każdy z was wylosował karteczkę. To wasz temat zdjęć, które macie przynieść na następne zajęcia. Będę oceniała jakość oraz zgodność z tematem. Na dzisiaj to wszystko, możecie iść i widzimy się za dwa dni. Miłej pracy.- W pierwszej chwili myślałam, że żartowała, ale nagle wszyscy zaczęli wstawać i kierować się do wyjścia. Tłumaczyłam sobie, że takim sposobem chce sprawdzić nasze umiejętności, ale zaklinałam siebie, że wylosowałam taki temat. "Sport". Gorzej być chyba nie mogło. Nie chciałam jeszcze wracać do domu. Błądziłam po mieście bez celu, aż moim oczom ukazała się ogromna skocznia narciarska. Skoki narciarskie to też sport. Poszłam sprawdzić godziny, w których ewentualnie udałoby mi się wślizgnąć na obiekt i uwiecznić wyczyny lotników. Na bramie zobaczyłam napis, który nie był zadowalający: "PRZEPRASZAMY. TRENINGI ZAMKNIĘTE Z POWODU ZBLIŻAJĄCEGO SIĘ TURNIEJU CZTERECH SKOCZNI." No pięknie. Z tego co wiem, turniej był dopiero za kilka dni, a zdjęcia miałam oddać pojutrze. Wymyślę jakiś sposób, żeby się tam dostać. Próbowałam otworzyć bramę, ale jednak była zamknięta. W tym momencie zobaczyłam wybijającego się skoczka, ale nie mogłam zrobić zdjęcia z takiej odległości. Byłam tak zdesperowana, że miałam ochotę przeskoczyć przez bramę. Odwróciłam się i ujrzałam sylwetkę, która jak na złość szła w moim kierunku. Człowiek zbliżał się coraz bardziej. Okazał się młodym chłopakiem o dłuższych blond włosach. Miałam nadzieję, że przejdzie i nawet mnie nie zauważy, ale jak zwykle nie było tak jak chciałam.
- Szukasz czegoś?
- Nie- Odpowiedziałam bez zastanowienia. Coś mi jednak podpowiadało, żeby cofnąć te słowa. Coś mówiło, że on może mi pomóc.- A właściwie tak. Chciałabym wejść na teren skoczni.
- Teoretycznie mógłbym ci pomóc, ale praktycznie nie znam cię i nie wiem po co chcesz wejść na trening.- Wyczułam lekką ironię w jego głosie. Desperację musiałam mieć wymalowaną na twarzy, a on musiał to zauważyć, bo bezczelnie mnie podpuszczał. Mimo wszystko starałam się być miła, ponieważ z jego ust wypłynęły magiczne słowa: "Mógłbym Ci pomóc."
- Dobra, zacznijmy od początku. Jestem Milagros i chcę wejść na trening, ponieważ uczestniczę w warsztatach fotograficznych i dzisiaj na moje nieszczęście wylosowałam "sport" jako temat zdjęć. Pomyślałam, że...
- Okej, okej. Nie kończ. Powiedzmy, że ci wierzę i wpuszczę cię na skocznię, ale co ja z tego będę miał?- No nie! Nie dość, że bezczelny, to jeszcze zarozumiały. Moje nerwy powoli nie wytrzymywały.
- Moją dozgonną wdzięczność i podziękowania.
- To jednak ci nie pomogę, cześć.- Po tych słowach odwrócił się i chciał odejść. O nie, nie dam mu się mnie pozbyć tak łatwo.
- Czekaj! Powiedzmy, że ci się odwdzięczę, ale wpuść mnie.- Nawet się nie zatrzymał.- Proszę.- Dodałam prawie przekonana o porażce, ale chłopak zatrzymał się i powoli odwrócił.
- Wpuszczę cię, bo jeszcze mnie znajdziesz i zrobisz mi krzywdę za zniszczenie marzeń.- Miał strasznie sarkastyczny ton głosu. Przyznam, że w pewnym stopniu wzbudził we mnie podziw, ale zmieszał go z irytacją.
- Dziękuję!- Krzyknęłam. - Odwdzięczę się, obiecuję.
- Trzymam za słowo.- Tym razem się uśmiechnął.- A tak przy okazji, jestem Tom.- Podszedł żeby podać mi rękę i obdarzył mnie kolejnym uśmiechem. Może jednak nie jest taki zły, za jakiego go wzięłam?

__________________________________


Cześć Kochani! 
Skoczkowie wkraczają do akcji ; )
Kolejny rozdział postaram się dodać w weekend, ale nic nie obiecuję, bo wyjeżdżam ; ) 
Najprawdopodobniej: do wtorku! 

6 komentarzy:

  1. Aaaa, cudowne <3 Dostałam link na tt i od razu weszłam (chociaż nigdy tego nie robie). A jeżeli chodzi o opowiadanie to robi się ciekawie. Nie mogę doczekać się kolejnych rozdziałów :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aghhhh..... Czy to jest TOM HILDE???!!! Już mi się podoba, masz świetny gust :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy to jest mój ukochany TOM HILDE? Cudowny rozdział i bardzo ciekawy pomysł na tę historię! Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
  4. TT mnie tu przysłał i dziękuję Bogu za to! Świetny początek, czekam na reszte! ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział 😁 jestem ciekawa jak dalej potoczy się akcja 😉 już niemoge doczekać się następnego 😊

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu, Hilde :D hahahahaha :D

    OdpowiedzUsuń